BALKAN TRIP '13 | '14
czyli fiaciorem po kotle bałkańskim :)
Szukaj na tym blogu
sobota, 2 sierpnia 2014
Komu w drogę ;)
Nadszedł ten dzień! O 9:00 -no, może z lekkim poślizgiem ruszyliśmy na Opole, żeby odebrać wóz. Ilośc bagaży była zatrważająca. Baliśmy się, ze nawet do autobusu się nie spakujemy. :) Wątpliwości jednak szybko rozwiał proces pakowania :) seat Alhambra - kawał auta! Godzina 12 - robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy!
niedziela, 29 czerwca 2014
BALKAN TRIP '14 - oficjalna zapowiedź !
Ludzie! Wracamy! :)
Dokładnie rok i 1 dzień temu wystartowaliśmy na największą jak dotąd w naszych życiach eskapadę. W tym roku wracamy na bloga i oficjalnie zapowiadamy kolejny trip po zakątkach Bałkańskiej (i trochę germańskiej) ziemi - tym razem w skromniejszym wydaniu jeśli chodzi o odległości jednak z równie ciekawą merytoryką.
START - 02.08.2014 !!
Wkrótce więcej szczegółów!
START - 02.08.2014 !!
Wkrótce więcej szczegółów!
poniedziałek, 15 lipca 2013
Tam gdzie wszystko się zaczęło... Siofok!
Sobota! Wstajemy i po raz który to już pakujemy się do kolejnej drogi... To nic! Dzisiaj uderzamy do miejsca, w którym zaczęliśmy tak naprawdę naszą wyprawę - do Siofoku nad Balatonem. To tylko lekko ponad 100km drogi więc optymistycznie siadamy do fiaciora i na autostradę!
Nasze miny jednak po chwili trochę zbrzedły - piękna pogoda wygoniła chyba wszystkich mieszkańców nad Balaton i autostrada pełna! W ślimaczym jak na autostradowe warunki docieramy jednak do Siofoku. Próbujemy znaleźć nocleg na jedną noc jednak nie udaje nam się to. Porzucamy ten pomysł i parkujemy samochód biorąc ze sobą potrzebne rzeczy - zmykamy na plażę poleżeć ostatni raz na słońcu i wymoczyć dupska w ciepłym (woda miała temp. 26C) Balatonie :)
Odpoczywamy jednak w naszych głowach coraz częściej przewija się myśl, że to już koniec wyprawy... Koniec urlopu... Smutnawo ale coż. Wszystko co dobre szybko się kończy. Tak jak i ten kolejny słoneczny dzień. Słonko zaraz zawinie się do spania więc i my zmykamy z plaży. Uderzamy w główny deptak by po raz ostatni zakosztować się w jedynym i niepowtarzalnym węgierskim gulaszu. Posilamy się przed poszukiwaniem noclegu. Niestety, nie udaje nam się. Albo chaty są już pełne turystów, bo sezon w pełni, albo nikt nie chce dać nam jednej nocy. Wyjeżdżamy ze Siofoku w kolejną miejscówkę nad Balatonem i zagadując chyba kolejny - czterdziesty już dom - udaje się! Starszy już Pan wynajmie nam kwaterę na jedną noc w dobrej cenie. Bierzemy bez wahania i jedziemy do bankomatu po pieniądze za nocleg. Parkujemy i.... BUM!!!!!! Usłyszeliśmy tylko ogromny zgrzyt spod samochodu. Wszyscy wysiedliśmy i widziemy co się stało - przewody paliwowe biegnące od spodu samochodu pękły od otarcia się z kawałkiem betonu wystającego z ziemii. CHOLERA !! Benzyna leje się ciurkiem, a my nie wiemy co zrobić. Teraz?! O takiej porze?! No nic. Stało się. Trudno. Na szczęście fiacior ma LPGa więc będziemy musieli poradzić sobie by jakoś dotrzeć do ojczyzny. Odstawiamy auto na trawnik by ziemia wpijała benzynę, a my grillujemy po raz ostatni...
Dnia następnego, ostatniego dla nas próbujemy naprawić w jakiś sposób powstałą usterkę. Próbujemy okleić przewody taśmą izolacyjną by chociaż uniknąć jazdy z lejąca się spod auta benzyną jednak taki zabieg ratuje nas tylko na chwilę. Trudno.
Pakujemy się - o tyyyyyle rzeczy wieźliśmy ze sobą :]
i jedziemy w kierunku domu... Udaje się przekroczyć granicę ze Słowacją, następnie z Czechami by po chwilii znaleźć się w POLANDI :)
Rozwozimy się do domów i oficjalnie kończymy BALKAN TRIP 2013 opaleni, szczęśliwi, zmęczeni i trochę smutni, że to już koniec... Wspomnienia zostaną do końca życia, a fiacikowi zbudujemy pomnik :)
DZIĘKUJEMY ZA UWAGĘ !!!! Oraz za ciepłe słowa i trzymanie za nas kciuków !!!!
PS: Wktórce pełny raport kilometrażowy i kosztowy z naszej wyprawy.
Buda i Peszt w jednym mieście żyją
Dotarlismy szczesliwie do Budapesztu. Uff, ciezka to byla przeprawa i dluga dla kazdego z nas ale zameldowalismy sie ok. 4 w hostelu i idziemy lulu :)
Budziki dzwonia nam po godz. 10:00 i juz wyspani wstajemy zadowoleni, ze dotarlismy bez zadnych problemow na miejsce. W glowach mamy jedno - chcemy zobaczyc chociaz w malym kawalku troche tego pieknego miasta. No to lecimy!
Na poczatku wybieramy sie zapoznawczo na centrum. Spacerujemy po rynku, obserwujemy przepiekne kamienice i przechadzamy sie nad brzegiem Dunaju. Czas leci szybko i przyjemnie :) Wracamy na chwile do hostelu by sie pozywic i wieczorem lecimy nad Dunaj by zalapac sie na rejs widokowy. Udaje sie w ostatniej chwilii - zdazylismy na ostatni o godz. 22:00. Placimy po 2100HUF (ok. 30PLN) i wchodzimy na łajbę. Jakims cudem udaje nam sie zalapac fajne miejsca na koncu statku i plyniemy w towarzystwie bialego i rozowego winka po pieknie oswietlonym Budapeszczie. Po prawej od nas Peszt, po lewej Buda - każde z miejsc ukazuje nam swoje wdzięki budownictwa dzięki wspaniałej grze świateł! Fantastyczne widoki! Rejs trwa 1h więc mamy czas na fotki ;)
Po wyjściu ze statku udajemy sie jeszcze na spacer po mieście szukając jakiegoś dobrego akompaniamentu (czytaj winka) jednak tu trafiamy na przykrą niespodziankę. Alkohol sprzedawany jest tylko do 22:00, a my nie mamy nic. Pytamy ludzi czy jest jakaś szansa. Udaje się! Kobieta wskazuje nam miejsce, w którym nie przestrzegają tych zasad hehe. Kupujemy kolejne dwa winka i zmykamy do spania. Zmęczenie jednak daje znać o sobie... Mając na uwadze fakt, że jutro zmykamy nad Balaton zbijamy delikatnie po polnocy w wyro.
piątek, 12 lipca 2013
Raport drogowy no.4
Trasa Transfogalska byla naprawdę ciezka do przejechania. Zjazd z ponad 2 tys. m. nie byl prosta sprawa, w dodatku tak ciezkim autem. Zagotowalem plyn hamulcowy - pedal wpadal do samej podlogi jednak pompowanie go recznie przynosilo zamierzony efekt - auto hamowalo :) Na samym dole na stacji zrobilismy 10min przerwe - plyn odreagowal i wszystko wrocilo do normy. Od sporych przechylow zapalala się kontrolka oleju co oznaczalo kolejna porcje dolewki - dolalem przyslowiowa setke oleju i kontrolka już się nie zapala :) Na chwile obecna fiacior zrobil 5300km (!!!!!). A to wszystko na silniczku 1,4l o mocy 75km. Jakies pytania? Hehehe ;)
Zamek Drakuli i Trasa Transfogarska
Czwartek. Dzis bedzie dluuuuuugi dzien, do przejechania ok. 1000 km. Wszczyscy na sama mysl mocno sie raduja :]
Trasa zostala zaplanowana na 3 etapy
1) Bukareszt - Bran
2) Bran - Trasa Transfogarska
3) Trasa Transfogarska - Budapeszt
W droge! Fiacik zapakowany i przebijamy sie przez rumunskie drogi. Pierwszym przystankiem jest miejscowosc Bran i zamek usytulowany w tym miescie. Zamek niezwykly bo zamek popularnego Drakuli. Placimy po 25 Lei i wchodzimy. Bylo warto, zamek wzbudza ogromna ciekawosc u nas wszystkich. Przechadzamy sie ponad 1h po nim odwiedzajac nawet sekretne przejscia :)
Przez ciezka trase i wysokie gory jedziemy dalej w kierunku Valea Iasului skad wjezdzamy na Trase.
Na poczatku jest zupelnie normalnie i zastanawiam sie dlaczego wszyscy tak opisuja zwykla droge przez las pod delikatna gorke... Po przejechaniu w delikatnych serpentynach ok. 50 KM zaczyna sie prawdziwa jazda! :) Na samej gorze - ponad 2000m n.p.m. !!!! - zimno. Snieg i lod. Natomiast widoki nie do opisania - moze bedzie prosciej pokazac pare zdjec by chociaz troche przyblizyc Wam to miejsce.
Okolo 21:00 skonczylismy trase. Do celu - Budapesztu - zostalo 600KM. Pedzimy! Uczepiam sie autobusu wycieczkowego i za jego plecami robie kupe drogi w naprawde szybkim tempie :) Droga przez noc dluga ale jakos zlecialo. Granica - wszystko bez problemu. Wegry! Schengen! Zadna granica juz nas nie zatrzyma :) Delikatnie nasz czas ratuje zmiana strefy czasowej i przestawiamy zegarki z 6:00 na 5:00. O tej porze kladziemy sie wlasnie spac - jeszcze w Bukareszcie udalo nam sie zabukowac hostel za drobne wiec nie bylo problemow z dojazdem.
Dzis uderzamy w Budapeszt by jutro po raz ostatni polezec na sloncu w miejscu, w ktorym zaczelismy wyprawe - nad Balatonem...
cdn...
Trasa zostala zaplanowana na 3 etapy
1) Bukareszt - Bran
2) Bran - Trasa Transfogarska
3) Trasa Transfogarska - Budapeszt
W droge! Fiacik zapakowany i przebijamy sie przez rumunskie drogi. Pierwszym przystankiem jest miejscowosc Bran i zamek usytulowany w tym miescie. Zamek niezwykly bo zamek popularnego Drakuli. Placimy po 25 Lei i wchodzimy. Bylo warto, zamek wzbudza ogromna ciekawosc u nas wszystkich. Przechadzamy sie ponad 1h po nim odwiedzajac nawet sekretne przejscia :)
Przez ciezka trase i wysokie gory jedziemy dalej w kierunku Valea Iasului skad wjezdzamy na Trase.
Na poczatku jest zupelnie normalnie i zastanawiam sie dlaczego wszyscy tak opisuja zwykla droge przez las pod delikatna gorke... Po przejechaniu w delikatnych serpentynach ok. 50 KM zaczyna sie prawdziwa jazda! :) Na samej gorze - ponad 2000m n.p.m. !!!! - zimno. Snieg i lod. Natomiast widoki nie do opisania - moze bedzie prosciej pokazac pare zdjec by chociaz troche przyblizyc Wam to miejsce.
Okolo 21:00 skonczylismy trase. Do celu - Budapesztu - zostalo 600KM. Pedzimy! Uczepiam sie autobusu wycieczkowego i za jego plecami robie kupe drogi w naprawde szybkim tempie :) Droga przez noc dluga ale jakos zlecialo. Granica - wszystko bez problemu. Wegry! Schengen! Zadna granica juz nas nie zatrzyma :) Delikatnie nasz czas ratuje zmiana strefy czasowej i przestawiamy zegarki z 6:00 na 5:00. O tej porze kladziemy sie wlasnie spac - jeszcze w Bukareszcie udalo nam sie zabukowac hostel za drobne wiec nie bylo problemow z dojazdem.
Dzis uderzamy w Budapeszt by jutro po raz ostatni polezec na sloncu w miejscu, w ktorym zaczelismy wyprawe - nad Balatonem...
cdn...
Maly Paryz, czyli zwiedzamy Bukareszt
Sroda, wstaje sie ciezko ;) Ale musimy. Zegnamy sie dzisiaj z morzem. Przykre to, wiemy ze czas urlopu powoli dobiega konca... Dzis uciekamy do Rumunii, kierunek Bukareszt!
Przebijamy sie przez cala Bulgarie, kolejne setki kilometrow. Robimy krotka przerwe w Varnie. Droga po Bulgarii jak to po Bulgarii - opisywana juz przez nas byla wiec nie bedziemy sie powtarzac ;)
Docieramy do granicy - wlasciwie nikt nas nie sprawdza. Dostajemy tylko pytanie czy "wszyscy Polacy?" Odpowiadamy, ze tak - nie biora od nas nawet paszportow. Wjezdzamy i kupujemy winiete - co ciekawe w Rumunii jest juz elektroniczna winieta. Kosztuje 5EU i co najwazniejsze - kara za jej brak moze wyniesc nawet 1000 EU !!! Po raz kolejny poruszamy sie drogami, w ktorych ciezko sie doszukac za co placimy... Jedziemy w slimaczym tempie, doslownie! Cale stado rumunskich kierowcow i ich Dacii przywiazuje ogromna uwage do predkosci. A ze co chwile jest 50km/h to jedziemy wlasnie tyle... Patrole Policji co chwile wiec nie szalejemy tylko dostosowujemy sie do przyjetych warunkow. Po dluzszej wycieczce docieramy do stolicy Rumunii - Bukaresztu. Widzimy interesujace trzy rzeczy - po pierwsze nie panuja zadne zasady ruchu drogowego, doslownie. Kazdy jedzie jak chce, po chodnikach, torach tramwajowych. Nawracanie nagle na czteropasmowej drodze i inne typu ekscesy sa na porzadku dziennym. Po drugie - kable. Kto zarzadza ich infrastruktura powinien wg nas dostac nagrode :) :) :)
Po trzecie - psiska. Co tu sie wyprawia tego nie wie chyba nikt. Miliony bezpanskich psow. Biegaja, jezdza tramwajami, metrem, nikt nie wie po co i gdzie...
Jedziemy bardzo ostroznie, ale smialo do przodu. Nawigacja podpowiada nam miejsce do spania - hostel blisko centrum. Po raz kolejny za smieszna kwote udaje nam sie dostac nocleg. Obsluga hostelu plynnie mowi po angielsku co ulatwia nam znacznie dogadanie sie. Rozpakunek i lecimy w centrum! Chcemy zobaczyc stare miasto, palac Caucescu oraz w koncu zjesc cos cieplego.
Zjadamy cieply posilek i spacerujemy po miescie - czujemy sie w sumie bezpiecznie i wrecz zabawnie :)
Docieramy pod Palac Caucescu, najwiekszy administracyjny budynek w Europie. Alez wrazenie! Ogromny, piekny budynek, a na przeciwko niego plac, blizniacze kamienice i prosta droga, gdzie ciągnie się bulwar Unirii, który w zamysłach Ceaucescu miał dorównywać paryskim Polom Elizejskim. Stad okresla sie go mianem Malego Paryza.
I to w sumie tyle co nas spotkalo dobrego w tym miescie, gdyz chcacy wrocic do domu zostalismy - mowiac po naszemu - ochujani. Rumunii okradli nas w zywe oczy. Nie bedziemy tutaj rzucac bluzgow po nie wypada natomiast taksowka w odleglosci 4 kilometrow kosztowala nas ok. 300PLN. Nagle taksiarz przestal mowic po angielsku i wiozl nas po dziwnych rejonach. Jestesmy zli jednak cieszymy sie, ze tylko tyle nam sie przydarzylo.
W hotelu zaczynamy sie z tego smiac i wszystko wraca do normy :) Zbijamy w wyro, jutro naprawde dluga droga przed nami...
Przebijamy sie przez cala Bulgarie, kolejne setki kilometrow. Robimy krotka przerwe w Varnie. Droga po Bulgarii jak to po Bulgarii - opisywana juz przez nas byla wiec nie bedziemy sie powtarzac ;)
Docieramy do granicy - wlasciwie nikt nas nie sprawdza. Dostajemy tylko pytanie czy "wszyscy Polacy?" Odpowiadamy, ze tak - nie biora od nas nawet paszportow. Wjezdzamy i kupujemy winiete - co ciekawe w Rumunii jest juz elektroniczna winieta. Kosztuje 5EU i co najwazniejsze - kara za jej brak moze wyniesc nawet 1000 EU !!! Po raz kolejny poruszamy sie drogami, w ktorych ciezko sie doszukac za co placimy... Jedziemy w slimaczym tempie, doslownie! Cale stado rumunskich kierowcow i ich Dacii przywiazuje ogromna uwage do predkosci. A ze co chwile jest 50km/h to jedziemy wlasnie tyle... Patrole Policji co chwile wiec nie szalejemy tylko dostosowujemy sie do przyjetych warunkow. Po dluzszej wycieczce docieramy do stolicy Rumunii - Bukaresztu. Widzimy interesujace trzy rzeczy - po pierwsze nie panuja zadne zasady ruchu drogowego, doslownie. Kazdy jedzie jak chce, po chodnikach, torach tramwajowych. Nawracanie nagle na czteropasmowej drodze i inne typu ekscesy sa na porzadku dziennym. Po drugie - kable. Kto zarzadza ich infrastruktura powinien wg nas dostac nagrode :) :) :)
Po trzecie - psiska. Co tu sie wyprawia tego nie wie chyba nikt. Miliony bezpanskich psow. Biegaja, jezdza tramwajami, metrem, nikt nie wie po co i gdzie...
Jedziemy bardzo ostroznie, ale smialo do przodu. Nawigacja podpowiada nam miejsce do spania - hostel blisko centrum. Po raz kolejny za smieszna kwote udaje nam sie dostac nocleg. Obsluga hostelu plynnie mowi po angielsku co ulatwia nam znacznie dogadanie sie. Rozpakunek i lecimy w centrum! Chcemy zobaczyc stare miasto, palac Caucescu oraz w koncu zjesc cos cieplego.
Zjadamy cieply posilek i spacerujemy po miescie - czujemy sie w sumie bezpiecznie i wrecz zabawnie :)
Docieramy pod Palac Caucescu, najwiekszy administracyjny budynek w Europie. Alez wrazenie! Ogromny, piekny budynek, a na przeciwko niego plac, blizniacze kamienice i prosta droga, gdzie ciągnie się bulwar Unirii, który w zamysłach Ceaucescu miał dorównywać paryskim Polom Elizejskim. Stad okresla sie go mianem Malego Paryza.
I to w sumie tyle co nas spotkalo dobrego w tym miescie, gdyz chcacy wrocic do domu zostalismy - mowiac po naszemu - ochujani. Rumunii okradli nas w zywe oczy. Nie bedziemy tutaj rzucac bluzgow po nie wypada natomiast taksowka w odleglosci 4 kilometrow kosztowala nas ok. 300PLN. Nagle taksiarz przestal mowic po angielsku i wiozl nas po dziwnych rejonach. Jestesmy zli jednak cieszymy sie, ze tylko tyle nam sie przydarzylo.
W hotelu zaczynamy sie z tego smiac i wszystko wraca do normy :) Zbijamy w wyro, jutro naprawde dluga droga przed nami...
Subskrybuj:
Posty (Atom)